Carp Life
Menu
Strona głównaCatch Report"Jeszcze jedna szansa..."

"Jeszcze jedna szansa..."

 Praca za granicami naszego kraju ogranicza mnie do dosłownie kilku wypadów na rok. Na szczęście jesień w tym roku przyszła bardzo późno. Koniec października zbliżał się jednak wielkimi krokami, a ja ciągle nie mogłem dogadać się z Tommym gdzie zakończymy nasz sezon. Po długich rozmowach wybraliśmy wodę, która przez całe dwa sezony nas kopała, a o braniu mogliśmy tylko pomarzyć. Daliśmy sobie jeszcze jedną szansę, tym razem  jesienną porą. Miejscówka wybrana. Znajomi doradzali „delikatne nęcenie” a my na przekór postawiliśmy na swoim i 2 razy przed zasiadką grubiej zasypaliśmy kulkami Tiger Style, Stinky Cherry oraz ziarnem. Kilka godzin przed nęceniem zmieszaliśmy wszystko z amino by się przegryzło. Podczas nęcenia do wody poleciał mix grubego kalibru w ilości 5-6 kg. No i nadszedł dzień zasiadki. Na miejscu byliśmy tuż przed zmrokiem, więc do wody szybko  trafiły zestawy, następnie postawienie obozu i obserwacja.  Pierwsza noc bez brania, ale usłyszeliśmy kilka przewaleń z lewej strony. Rano wiedzieliśmy już gdzie sypać - postanowiliśmy, że do naszej mieszanki dodamy kule z mieszanki ziaren, mixu Stinky Cherry, zanęty oraz konopi wiążąc to wszystko amino Stinky. Duże zamieszanie w wodzie spowodowane szybko rozpuszczalnymi „pomarańczami” okrasiliśmy sporą ilością kulek.



Po przygotowaniu smacznych dań karpiowych przyszedł czas na nasze jedzenie. Zgodnie z moją zasadą - karpie muszą mieć z nami najlepiej, ale my zaraz po nich, więc przygotowałem obiad i zasiedliśmy przy miłej pogawędce.



Zaczęliśmy liczyć ile tych wspólnych wyjazdów nad tą piękną wodę już mieliśmy. Ja naliczyłem 8 kilkudniowych wyjazdów bez pika … i tu nagle skrajna lewa wędka wyniesiona około 50 m od obozowiska daje znać o sobie na centralce…. pik …. pik pik….. piiiiiiiiii….. Jedzie !  - krzyknął Tommy i razem biegniemy w stronę podpórek. Lekkie podniesienie, szybki drag i to uczucie, którego nigdy nie zapomnę. Potężne uderzenie w bark i słowa kompana „masz konia !!!” Wędka ugięta, nogi też, ale spokojnie kontroluję szybkie szarpnięcia kontynuowane czasem długimi odjazdami . Ta walka i emocje ciągnęły się w nieskończoność. Po kilkunastu minutach kolega podbiera dzikusa i rozlega się krzyk : Łoooooooo , Kogut jest koń !!! Ale byk , pobiłeś swój rekord !!!! Nie uwierzyłem jak zbiegłem po skarpie w kierunku podbieraka … co za piękność !!! Cały się trząsłem, a jak już waga przekroczyła 18 kg to ukląkłem łapiąc się za głowę! 18,2 kg - mój rekord i do tego ryba marzenie – pełnołuska.


 
Szybkie zdjęcia, kilka telefonów od ekipy i dalej do roboty. Dwie godziny później nie wierzę w to co słyszę - pierwszy pik zerwał mnie z krzesła, w połowie drogi już wiem, że czeka mnie kolejna walka. Piiiiiiiiiiiiiiii ……… adrenalina rośnie, tym razem mocniej złapałem za kija i trzymam. Ugina się mocno i czuje na blanku, że to kolejny siłacz - idzie spokojnie. W ciszy obserwuje co się dzieje, od czasu do czasu przerywa to wszystko dźwięk hamulca. Lądowanie spokojne i znów okrzyk radości na brzegu opuszczonej i zapomnianej wody …. JEESTTT ON !!! Ryba do worka pływającego i szybkie dosypanie. Rano zrobimy ważenie i zdjęcia.

 
 
14 kg szczęścia na rękach. Co więcej dodać.
Rano znów powtarzamy nęcenie . Nie łowimy daleko więc wystarczy łyżka.
Końcówka niedzieli przynosi kolejną rybę -  8 kg ale jak cieszy , kolejny pełnołuski. Noc mija spokojnie a poranek przynosi kolejne piękne chwile. Tym razem ostre szarpanie na swingerze i szybka wcinka przynosi twardego przeciwnika po drugiej stronie - spójrzcie tylko na małą jesienną bestię.



W przedostatni dzień zasiadki mam branie w samo południe, ogromne zdziwienie bo o tej godzinie się tego nie spodziewałem -  długi hol i w podbieraku ląduje kolejna 14-stka.
 
Zostały tylko ostatnie godziny. Tommy musiał wrócić do codzienności, więc nad brzegiem zostałem sam. Postanowiłem nic nie ruszać do końca zasiadki i powoli się pakować. Trochę  wymarzłem przez cały dzień opierając się wietrznym podmuchom, nagle piik piiik piikk pikkk piiiiiiiii….. game is on !!!!

Od razu czuć, że to godny przeciwnik, który sunie pomału lecz zdecydowanie w prawą stronę niczym czołg.
Stoję po kolana w wodzie, ale szczęśliwy widzę, że kolejny konkret jest w podbieraku, postanowiłem odpocząć i poczekać na kompana. Kończy się pięknie – 17,5 kg!!!
 


Odczarowałem tę dziką wodę stawiając jej mocne zasady ( dużo i dobrze ) co dało mi piękne efekty. Na pewno tam wrócę i tym razem odczarujemy wędki Tommiego !!!
Salut
Kogut

Akceptuję
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu i polityki cookies. Informacje dostępne są w Regulaminie oraz Polityce prywatności.