Carp Life
Menu
Strona głównaArtykułyRodzinnie na Wygoninie.

Rodzinnie na Wygoninie.

Plan na tę zasiadkę pojawił się już na przełomie stycznia i lutego. Z propozycją letniej zasiadki wyszła moja żona, a jak wiadomo kobiety inaczej patrzą na takie wyjazdy dlatego postawiła tylko jeden warunek - dostęp do prysznica. Dla mnie nad wodą liczy się obcowanie z przyrodą , cisza i spokój. Jak to w życiu bywa - trzeba było znaleźć kompromis, dlatego poszukiwania trochę trwały, gdy przyszła mi myśl o Wygoninie długo się nie zastanawiałem - telefon do właściciela i otrzymałem stanowisko nr 4.

Ilość rzeczy które trzeba było zabrać, aby żona i syn komfortowo spędzili te 6 nocy nad wodąwywołała we mnie lekkie przerażenie. Jednak na spokojnie, metodycznie i przede wszystkimprzez kilka dni ładowałem samochód eliminując zbędny nadbagaż.Dzień wyjazdu - 6 h jazdy z naszym maluchem to nie lada wyzwanie, kilkaprzerw w drodze na rodzinne pikniki i zjawiamy się na miejscu wczesnym popołudniem. Rzut oka na wodę już wiem dlaczego tyle dobrego słyszałem o tej wodzie i jej uroku. Magiczne miejsce, które powala na kolana od pierwszego wejrzenia. Bez chwili namysłu zaczynamy rodzinną przygodę nad Wygoninem. Przeprawa z pomocą właściciela poszła dość szybko i sprawnie.




Czysta woda, piaszczysty i płytki brzeg od razu zachęciły mojego syna do zabawy w wodzie. Ja od razu zabrałem się do roboty. Tym razem na przekór swoim przyzwyczajeniom przygotowuję obozowisko dla mojej rodzinki, później wędki ,wskakuję w ponton szukać miejscówek.



Trochę w pośpiechu, ale w skupieniu znajduję kolejne punkty zaczepienia starając się sobie nakreślić w głowie podwodne, karpiowe szlaki. Zaciekawiła mnie mała zatoczka w pobliżu trzcin- głębokość 3m- zacnie, na dnie też ciekawie bo lekko klei, więc decyzja mogła być tylko jedna – tu poleci pierwszy zestaw. Marker leci w trzciny, by w niczym nie przeszkadzał, a ja nie tracąc czasu z ręki wprowadzam pierwsze pokruszone bananowo- orzechowe ciastka do wody.

Zanim znajdę drugie miejsce i przypłynę tu z zestawem niech już kilka kul pracuje.Drugą stołówkę po kilku minutach typuję na 5m. Mały blat obsypuję 20mm Crab Mandarine zalanymi wcześniej amino. Gdy już chciałem wracać przypomniałem sobie, że można tu łowić na 3 kije trzeba było znaleźć więc kolejne miejsce by w pełni korzystać z pozwolenia. Zdecydowałem się zejść jeszcze niżej - na 8 metrowy dołek. Trochę się tam pokręciłem by finalnie poleciały tam ananaski od Carp Life.

Zadowolony z typowania, które poszło mi nawet sprawnie nie zauważyłem, że zrobiła się już
szarówka…

Szybko wracam na brzeg by uzbroić przypony. Decyduję się by na wszystkich zestawach wariował bałwanek. W zatoczkę leci mały snowman z Tiger Style, na 5 m ustawiam słuszniejszy kaliber Crab Mandarine, a na 8m zawlekam Pineapple Trick. Zapada zmrok, a ja cieszę się pięknem natury i rodziną obok mnie.

Piękny zachód słońca dopełnia ten dzień, a ja wiem, że jedno z moich marzeń się spełnia.



Pierwszej nocy nic się nie działo, lecz w sumie nie płakałem z tego powodu. Wyspaliśmy się po podróży i rozpakowywaniu. Wiktorek od razu się zaaklimatyzował i chwycił za bata by łowić rybki jak tata :)



Monice również spodobał się klimat odizolowania od świata i obcowania z naturą. W cieplejsze dni kąpaliśmy się przy brzegu i opalaliśmy – pełen relaks! Wiktor cieszył się każdą zdobyczą, a mi serce rosło :)

Na moje pierwsze branie musiałem trochę poczekać. Otwarcie nowej dla mnie wody było przełomowe w tej zasiadce patrząc na aspekt wędkarski. Po pierwszej dobie postanowiłem przestawić jeden zestaw widząc zwiększoną aktywność wody w tamtym rejonie. Po 2 h obserwacja się opłaciła i pierwszy podwodny mieszkaniec odwiedził naszą rodzinę:)



Wiktor zadowolony i trochę zdziwiony cieszył się razem ze mną naszą pierwszą rybą :) Kolejne brania były już regularnie 1-2 razy na dobę.



Ryby dopisały, mój faworyt czyli kule Tiger Style dały najwiekszą ilość brań.



Pomimo tego, że ryby raczej z tej średniej wielkości to zasiadkę uważam za mega udaną bo dla mnie liczyła się każda z nich. Mojej rodzinie uchyliłem rąbka tajemnicy mojego hobby. Dzięki ciszy i otaczającej nas przyrodzie odpoczęliśmy jak nigdy, a najlepszym podsumowaniem tej zasiadki było dla mnie w drodze powrotnej pytanie mojej żony: „Kiedy to powtórzymy? bo było cudownie ”







Pozdrawiam wszystkich i jeśli ktokolwiek ma wątpliwości czy wyprawa z małym dzieckiem i
rodziną ma szansę powodzenia odpowiadam szczerze: TAK .Wszystko trzeba przygotować i
przemyśleć z dużym wyprzedzeniem by zapewnić komfort, rozrywkę i bezpieczeństwo swojej
rodzinie. Zdjęcia i żywe wspomnienia z tej zasiadki pozostaną w rodzinnym albumie na
zawsze! Już planujemy kolejny wspólny wyjazd !


Kamil Gaczyński


Akceptuję
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu i polityki cookies. Informacje dostępne są w Regulaminie oraz Polityce prywatności.